wtorek, 22 lutego 2011

Powariowali z tą bohemą!

Janusz Głowacki, Good night, Dżerzi, Warszawa 2010.

            On jest dobry człowiek, tylko nic nie rozumie, ile daje człowiekowi alkohol, albo że jak mężczyzna podaje kobiecie ogień, to jest to piękne i erotyczne i wtedy nie wypada ględzić o raku czy nieudanym sercu, tylko poczuć, że taki papieros jest jak latarka w nocy, która oświetla drogę samotnej kobiecie. I że człowiek wcale niekoniecznie postępuje tak, jak mu dyktuje rozum, tylko wprost przeciwnie. I to właśnie daje szczęście.

               Po tę książkę sięgnęłam z ciekawości. Kiedy chodziłam jeszcze do liceum, przeżyłam krótki okres fascynacji twórczością Jerzego Kosińskiego. Twórczością lub może raczej pisaniną. Dziś nie pamiętam już nawet kto namówił mnie do przeczytania Malowanego ptaka. Mogła to być plotka, że powieść ta zafascynowała chłopaka, który mi się wówczas podobał. Wtedy bardzo często moje kryteria wyborów literackich miały właśnie takie podstawy.
               Nazwisko Głowackiego też mnie raczej zachęciło. Bardzo lubię Jego dramaty, szczególnie Antygonę w Nowym Jorku, ale po lekturze Good night, Dżerzi nie przeżyłam żadnego katharsis, szczerze mówiąc nic wielkiego nie przeżyłam. Obraz artystowsko-inteligenckiego środowiska, wydaje się, delikatnie rzecz ujmując, żałosny. Nie stanowi to oczywiście o słabości powieści Głowackiego, który jest pisarzem mądrym i przenikliwym. Wręcz przeciwnie - stworzył on literacką wizję ponurej rzeczywistości, pokazując tę nieszczęsną nowojorską bohemę, która żale i smutki niespełnienia topi w alkoholu, narkotykach i seksualnych orgiach, porażająco trudne tematy, takie jak holocaust, przemoc, prostytucja zbywa ekshibicjonizmem i wypraniem z uczuć, a w miłości zna tylko smak goryczy i sado-masochistycznych przyjemności, zarówno w sferze fizycznej, jak i duchowej.
              Podkreślam więc, że nie powieść mnie rozczarowała, raczej jej bohaterowie. Lubię - to naiwny zwyczaj jeszcze z czasów dzieciństwa - móc utożsamić się z bohaterem lub odczuć go w jakikolwiek sposób, nie ma znaczenia czy będzie to niechęć, czy sympatia. Bohaterowie tej powieści tymczasem: Dżerzi, Masza, Klaus... wzbudzali we mnie jedynie rozdrażnienie. Poruszały lub bawiły mnie natomiast tylko wyrwane z kontekstu fragmenty, takie jak ten zacytowany powyżej.
             Na przestrzeni tych kilku wersów poczułam się zrozumiana, jakby autor wniknął w moje własne myślenie. Nie, nie mam skłonności do samodestrukcji większych niż przeciętne, ale czasami jest właśnie tak... jakby wszystko sprzysięgło się przeciwko nam... czasami jest właśnie tak, że nie chce się myśleć "innym jest gorzej, moje problemy to pryszcz wobec globalnego ocieplenia i głodujących dzieci"... czasami jest właśnie tak, że ból odczuwany w klatce piersiowej (niekoniecznie fizyczny) wywołuje wokół nas ciemność i wtedy potrzebne jest światło w tunelu, nawet jeśli jest nim jedynie żarzący się papieros...
         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz