poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Najdłuższa sobota w kinie.


Nowe Horyzonty 2016, sobota 30 lipca
Egzamin, reż. Cristian Mungiu, Rumunia - Francja - Belgia 2016.
Toni Erdman, reż. Maren Ade, Niemcy - Austria 2016.
Resztki, reż. Omer Fast, Wielka Brytania - Niemcy 2015.
Nieznajoma dziewczyna, reż. Jean-Pierre Dardenne, Luc Dardenne, Belgia - Francja 2016.

Od kilku lat odnoszę wrażenie, że w pierwszej połowie festiwalu filmy są ciekawsze. Z drugiej strony, może to być także zmęczenie materiału. Niemniej jednak druga sobota festiwalu upłynęła pod znakiem rozczarowań. Z wyjątkiem Toni Erdman Ade, choć moim zdaniem można było ten film o pół godziny skrócić z korzyścią dla całości i na pewno dla mojego kręgosłupa.
Największym rozczarowaniem był Egzamin Mungiu, ponieważ po tym filmie najwięcej się spodziewałam. Tym razem rumuński reżyser zdecydował się pokazać człowieka w sytuacji wyboru między dobrem swojego dziecka (ciekawie rozumianego) a własnymi przekonaniami. Założeniem Mungiu było - jak sądzę - pokazanie, że kręgosłup moralny człowieka jest znacznie bardziej elastyczny niż byśmy pragnęli, że nasze wybory częściej zależą od okoliczności niż od przekonań. I trudno się z taką społeczną diagnozą nie zgodzić, trudno też odmówić Mungiu reżyserskiej sprawności w prowadzeniu postaci i ich historii. Problem według mnie jest jednak u samego źródła. Główny bohater decyduje się “załatwić” córce bezbłędne wyniki na egzaminie maturalnym, ponieważ dzień przed maturą zostaje ona napadnięta i pobita. Rozumiałabym motywację bohatera, gdyby to rzeczywiście była sytuacja bez wyjścia. Trudno mi jednak uwierzyć, że w Rumunii w XXI wieku pobicie nie jest wystarczającym powodem, żeby zdawać egzamin w późniejszym terminie. Również zagraniczna uczelnia, która przyznała dziewczynie stypendium, na pewno wzięłaby pod uwagę wyniki obdukcji i stypendium wcale nie musiałoby przepaść. Jest taka prosta zasada przy konstruowaniu scenariusza, która mówi, że zanim bohatera wypuści się w przygodę, trzeba wyczerpać wszystkie racjonalne rozwiązania. Moim zdaniem w tym wypadku nie zostały one wyczerpane i to sprawia, że cała historia traci wiarygodność.
Największą przyjemnością, choć istotnie przydługą, był film niemiecki Toni Erdman. To przykład
historii, która może i momentami nie trzyma się przysłowiowej kupy, ale za to ma tak cudownego bohatera, że nie zwraca się na niedociągnięcia uwagi. Głównym bohaterem jest Toni. Człowiek, który już samą swoją posturą niedźwiedzia wzbudza ciepłe uczucia. Jest życzliwy, otwarty i trochę zagubiony w świecie, w którym obowiązują sztywne normy, zasady i konwenanse. Jego największą zaletą (choć w pewnym sensie i wadą) jest poczucie humoru i skłonność do robienia innym żartów. Szczególnie drażni to jego córkę, spiętą panią dyrektor z drapieżnej korporacji, która żyje od prezentacji do prezentacji i od kontraktu do kontraktu. Pracuje w Bukareszcie, gdzie na koszt firmy zajmuje luksusowy apartament. Gdy niespodziewanie odwiedza ją ojciec, ujawniają się nie tylko wszystkie animozje między nimi. Kobieta zaczyna także dostrzegać zatrważającą pustkę w swoim życiu. Toni Erdman to z jednej z strony instruktaż dla rodziców jak zrobić obciach swoim dorosłym dzieciom, a z drugiej ciepła opowieść o niełatwej miłości ojca i córki, która wymaga akceptacji, zrozumienia i otwartości. Dodatkowym walorem filmu jest satyryczny obraz życia w korporacji, rządzącej tam niepodzielnie hierarchiczności i hipokryzji. Scena przyjęcia urodzinowego głównej bohaterki to kapitalna krytyka wypaczenia relacji międzyludzkich i emocjonalnego zamrożenia tzw. “korpoludków”.
Największą porażką tego dnia był natomiast film Omera Fasta Resztki. Bardzo zachęcający był opis filmu (w tym miejscu warto zauważyć, że opisy w programie festiwalu często mają się nijak do tego, co na ekranie) - historia młodego chłopaka, który w wyniku wypadku traci pamięć. Firma, dla której pracował proponuje mu ogromne pieniądze w ramach odszkodowania, a jedyne czego chce, to aby nigdy z nikim nie rozmawiał o wypadku. Propozycja nie do odrzucenia. Za otrzymane pieniądze bohater przeprowadza jednak prywatne śledztwo, które ma mu pomóc w odzyskaniu pamięci i odpowiedzi na dręczące pytania. Z założenia film miał być thrilerem, czyli kinem gatunkowym, które rządzi się określonymi zasadami. Eksperymentowanie z kinem gatunkowym jest według mnie jedną z najtrudniejszych form reżyserii filmowej, udaje się naprawdę wybitnym. Najczęściej takie eksperymenty prowadzą do powstawania filmów, w których nie wyczuwa się gry konwencją, a jedynie intencję. A to, co pozostaje, jest jak szampon 2 w 1. Ani szampon, ani odżywka.
Najbardziej nijaki natomiast był ostatni film tego dnia. Francusko-belgijska Nieznajoma
dziewczyna to taki film, w którym nie ma się do czego przyczepić. Jest bohaterka, która ma cel, a jej motywacja jest zrozumiała i wiarygodna. Jest historia, opowiedziana spójnie, z zachowaniem wszystkich zasad. Jest i niebanalne przesłanie, które wywołuje niepokój i utwierdza w przekonaniu, że w sytuacji ostatecznej człowiek najczęściej pozostaje sam i nie może liczyć na niczyją pomoc. A mimo to film sprawia wrażenie wypranego z emocji, nie do końca szczerego, jakby był robiony na zlecenie, a nie z bebechów. Brakuje mu wewnętrznej prawdy i głębi, wartości których nie zastąpi nawet najdoskonalszy warsztat. Taki francuski Zanussi. Film do zapomnienia.
To był długi dzień w kinie...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz