niedziela, 8 stycznia 2012

Zaczęło się od jabłka...

Baby są jakieś inne, reż. Marek Koterski, Poska 2011.


Marek Koterski to reżyser, na którego wizję świata nie można pozostać obojętnym. Gorzka jest jak piołun, ciężkostrawna, a konsekwencje zażywania Koterskiego w sporych dawkach mogą być dla niektórych bolesne. Ostatni jego film, Baby są jakieś inne,  to zdecydowanie nie jest propozycja dla każdego. Szczególnie źle radzą sobie z nią kobiety… Niektóre. Podobno.
Ten film na pewno nie jest dziełem na miarę Dnia Świra czy Wszyscy jesteśmy Chrystusami. Ani pod względem formy, ani treści. Film ma wyraźnie szowinistyczną wymowy oraz typowy dla reżysera neurotyczny  języka, pełen powtórzeń, kropek nad kropką (czy raczej za kropką) i wulgaryzmów, które mogą się już wydawać męczące. Tym bardziej, że trudno już dzisiaj odróżnić, czy to Koterski parodiuje język współczesnego inteligenta, czy język współczesnego inteligenta uległ bolesnej degradacji na skutek wzmożonego kontaktu z wszechobecną tandetą. Ten film ma jednak siłę zwierciadła prawdy. Trochę wykarykaturzonej, trochę podłej momentami, ale – jak to z prawdą zwykle bywa – trafnej.
Oparty jest na dość ryzykownym koncepcie filmu drogi. Główni bohaterowie, w których wciela się dwóch świetnych polskich aktorów – Rafał Więckiewicz i Adam Woronowicz – jadą w bliżej nieokreślonym celu i gadają, a kamera pokazuje ich tylko od pasa w górę. Kierowca i pasażer . Statyczny obrazek, dynamiczna wymiana zdań. Czy na pewno dynamiczna? To w zasadzie stek żalów i męskich roztkliwień nad odwieczną niemożnością porozumienia między kobietą a mężczyzną, Wenus a Marsem, kółkiem a trójkącikiem… „Gadają” poza tym właściwszym jest tutaj określeniem niż „rozmawiają”, ponieważ oni przez całą drogę właśnie wygadują swoje żale na ten śmieszny, niezrozumiały i irytujący babski świat. A mimo to świat, który fascynuje, wciąga i uzależnia.
No bo na przykład dlaczego kobieta zawsze skręca w lewo, skoro sygnalizuje skręt w prawo? Albo dlaczego one zawsze idą na „siusiu” – przecież mogłyby po prostu iść się wysikać? A te ich torebki?... Mniej więcej tak skonstruowany jest cały dialog. Poprzeplatany mocnym słownym mięsiwem i boleśnie (dla nas kobiet boleśnie) trafnymi obserwacjami. Wtłaczane jesteśmy w stereotypy, w ciasne ramy męskiego niezrozumienia dla babskich słabości, obrażane, wykpiwane. Trudno mi jednak nie zauważyć, że faktycznie przerwałam przed chwilą pisanie bo zachciało mi się  „siusiu”, że kiedy słyszę skręć w lewo, to spinają mi się wszystkie mięśnie od przypominania gdzie lewo, a gdzie prawo, a moja torebka to – pożal się Boże – baśniowy Sezam i śmietnik w jednym.
Możemy się więc – drogie Panie – na Koterskiego obrażać albo po prostu śmiać się z tego, co o nas mówi. Głośno i do łez – z samych siebie, ale przecież i z mężczyzn. Bo Koterski facetów też nie oszczędza. Całe ich wygadywanie na kobiety znika nagle, gdy jedną z nich spotykają na przystanku autobusowym i namawiają, żeby wsiadła.
Jesteśmy od siebie wzajemnie uzależnieni i – co nie jest chyba żadnym wielkim odkryciem – dlatego właśnie tak wiele między nami nieporozumień, złośliwości i wzajemnej zawiści. Zaczęło się od jabłka i – nie oszukujmy się – trwać będzie wiecznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz