Nowe Horyzonty 2016, niedziela 24 lipca
Aquarius, reż. Kleber Mendoça Filho, Brazylia - Francja 2016.
Student, reż. Kirill Serebrennikov, Rosja 2016.
Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham, reż. Paweł Łoziński, Polska 2016.
Sieranevada, reż. Cristi Puiu, Rumunia - Francja 2016.
Tematyka niedzielnych seansów krążyła wokół rodziny. Bohater wobec krewnych, relacje dziecka z rodzicami czy też rodzinna wiwisekcja.
Pierwszy film tego dnia to była prawdziwa przyjemność. Sonja Braga jako Clara de Melo w filmie Aquarius rozwaliła system. To nieśpiesznie opowiadana historia kobiety w słusznym wieku, która nigdy nie poddała się bez walki, w żadnej sprawie. Jako młoda kobieta pokonała raka, poradziła sobie ze smutkiem po śmierci męża, wychowała dzieci i nauczyła się żyć sama, nie rezygnując z realizacji swoich potrzeb. Również seksualnych. To jeden z największych walorów filmu, bo rzadko kiedy w kinie można zobaczyć starszą kobietę, której nie zamyka się wyłącznie w roli babci dziergającej na drutach sweterki. To wciąż temat tabu, bo w społecznej mentalności kobietom w pewnym wieku “nie wypada” znacznie więcej niż małym dzieciom. A Clara mówi na to “figa z makiem”. Filho pokazuje, że “stara” kobieta może uprawiać seks i może to robić pięknie. Musi jednak mieć charakter i drapieżność. I niezłomność. Jak Clara, która w walce o swój dom sprzeciwia się wielkiej budowlanej korporacji. I... daje radę! Clara pije wino, tańczy, flirtuje, pływa i smakuje życie z zachwytem. Jest piękna i zjawiskowa. Tak właśnie chcę się zestarzeć. Nie! Zestarzeć to niewłaściwe słowo. Tak chcę ŻYĆ przez całe ŻYCIE.
W przeciwieństwie do Aquariusa rosyjski film Student Serebrennikova opowiada historię bardzo młodego człowieka, ucznia liceum (w programie jest niewłaściwe tłumaczenie tytułu, na ekranie pojawia się znacznie właściwsze, również w sensie symbolicznym - Uczeń), który zostaje religijnym ekstremistą. Film pokazuje nie tylko jak niebezpieczne jest dosłowne odczytywanie przekazów Biblii, ale obnaża też słabość rosyjskiego systemu edukacji (bądźmy szczerzy: systemu edukacji w ogóle). Wobec nagłej przemiany chłopaka bezradne pozostają i szkoła, i matka. Trudność polega na tym, że bunt chłopaka początkowo skierowany jest wobec zachowań istotnie kontrowersyjnych: noszenia przez dziewczyny skąpego bikini na basenie czy lekcji wychowania seksualnego, podczas której ćwiczy się zakładanie na marchewkę prezerwatywy. Sytuacja zaczyna się jednak wymykać spod kontroli, gdy chłopak sprzeciwia się wykładowi z teorii ewolucji. Jedynie racjonalna do bólu nauczycielka biologii zdaje się dostrzegać zagrożenie. Fanatyzm w każdej postaci jest niebezpieczny. Gdy Biblia dostaje się w ręce młodego chłopaka, który kompensuje sobie Bogiem Ojcem brak męskiego wzorca w domu, staje się narzędziem bardzo groźnym. Nie wiadomo na pewno czy chłopak rzeczywiście wierzy w to, co głosi i że jego modlitwa może wydłużyć chromą nogę kaleki. Nie mamy pewności czy fanatyzm nie jest jedynie przykrywką dla psychopatycznych skłonności, które budzą się w młodym człowieku. Jego bunt jest skierowany także wobec Kościoła. On chce założyć własny kościół i mieć swoich uczniów. Dlaczego nikt nie próbuje go powstrzymać? Dlaczego wzbudza jedynie irytację i uśmiechy politowania? Dlaczego nikt nie dostrzega, że sytuacja zmierza do tragedii?
Kwestia relacji na linii dziecko - rodzic jest także głównym tematem filmu dokumentalnego Pawła Łozińskiego Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham. Obraz pokazuje przebieg terapii dwóch kobiet - przygnębionej poczuciem winy matki i jej pełnej żalu dwudziestoparoletniej córki. Film porusza, bo ludzkie cierpienie zawsze porusza, ale niewiele mówi ponad to, co już wiem. Pokazuje wzrocowo przeprowadzoną przez profesora de Barbaro terapię z jej zwrotami, przełomami i podsumowaniem. Najważniejsza myśl, jaką wyniosłam z filmu, to że człowiek chowa się za swoim cierpieniem, uciekając od życia i odpowiedzialności za nie, a to cierpienie “robi go w konia”. Pojawia się jednak jeszcze jedno pytanie: czy fakt, że bohaterki filmu nie były w istocie matką i córką pomaga czy szkodzi tzw. “prawdzie ekranu” (ze względu na klauzulę poufności nie można było pokazać prawdziwej terapii). Chyba nie ma większej różnicy. Dla widza liczą się emocje, a tych tutaj nie brakuje. Pozostaje jednak niepokój, że to, co widzimy na ekranie jest iluzją. Zawsze tylko iluzją...
Rodzina jak rodzina. Każda jest inna i każda jest w pewnym sensie taka sama. Według niektórych najlepiej wychodzi się z nią na zdjęciu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz