sobota, 2 lipca 2011

Powieść, która wyzwoliła demony.

Stieg Larsson, Millenium.

Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet, tłum. Beata Walczak - Larsson, Warszawa 2011.

           Uśmiechnęła się krzywo, wdrapała na łóżko i uklęknęła między jego nogami. Bjurman, nie rozumiejąc o co chodzi, poczuł nagły lęk.
           A później zobaczył w jej ręku igłę.
           Gdy zaczął rzucać głową i wić się jak piskorz, Lisabeth przycisnęła ostrzegawczo kolanem jego krocze.
           - Leż spokojnie. Używam tego sprzętu pierwszy raz w życiu.
           Pracowała skoncentrowana przez dwie godziny. Kiedy skończyła, mężczyzna przestał marudzić. Wyglądało na to, że popadł w apatię.
          Zeszła z łóżka i przekrzywiwszy głowę, przyglądała się krytycznie swojemu dziełu. Jej uzdolnienia artystyczne były ograniczone. Litery wykoślawiały się w różne strony, nadając całości impresjonistyczny wygląd. Tatuując przesłanie, użyła niebieskiego i czerwonego koloru i dużych liter, którymi w pięciu linijkach pokryła cały brzuch, od brodawek do genitaliów: JESTEM SADYSTYCZNĄ ŚWINIĄ, DUPKIEM I GWAŁCICIELEM.

Dziewczyna, która igrała z ogniem, tłum. Paulina Rosińska, Warszawa 2009.

          Leżała przypięta pasami na wąskiej pryczy z hartowanej stali. Rzemienie uwierały ją w klatkę piersiową. Leżała na plecach. Ręce ułożone po bokach, unieruchomione na brzegach łóżka.
         Już dawno zaniechała wszelkich wysiłków, by się wydostać. Nie spała, ale oczy miała zamknięte. Gdyby je otworzyła, znalazłaby się w ciemności, a jedynym źródłem światła byłaby wąska smuga sącząca się ponad drzwiami. Czuła niesmak w ustach i bardzo chciała umyć zęby.
        Jakaś część jej świadomości nasłuchiwała odgłosu kroków, co oznaczałoby że nadchodzi. Nie miała pojęcia, czy to wieczór, czy noc, a jedynie poczucie, że zaczynało być zbyt późno na odwiedziny. Nagłe drżenie łóżka sprawiło, że otworzyła oczy. Tak jakby gdzieś w budynku włączyła się jakaś maszyna. Po kilku sekundach nie była już pewna, czy tylko jej się zdawało, czy naprawdę coś usłyszała.
        Odhaczyła kolejny dzień w pamięci.
        Czterdziesty trzeci dzień w tym więzieniu.


Zamek z piasku, który runął, tłum. Alicja Rosenau, Warszawa 2010.

           Zalachenko był zaskoczony. Potem zaśmiał się.
           - I co zamierzasz z nim zrobić? Zastrzelić mnie? Spędzisz resztę swojego nędznego życia w pierdlu.
           - Nie sądzę - odparł Gullberg.
           Zalachenko nagle stracił pewność, że Gullberg blefuje.
           - To będzie skandal o ogromnym zasięgu.
           - Również nie sądzę. Pojawi się kilka tytułów. Ale za tydzień nikt już nie będzie pamiętał nazwiska Zalachenko.
           Zalachenko zmrużył oczy.
           - Ty cholerny bydlaku! - powiedział Gullberg z takim chłodem w głosie, że Zalachenkę zmroziło w kawałek lodu.
           Potem Gullberg nacisnął spust i strzelił mu prosto w środek czoła, akurat gdy próbował przełożyć protezę przez brzeg łóżka. Zalachenko opadł z powrotem na poduszkę. Zadrgał konwulsyjnie kilka razy i znieruchomiał. Gullberg zobaczył na ścianie za wezgłowiem łóżka czerwony kwiat rozbryźniętej krwi. Od huku dzwoniło mu w uszach. Odruchowo wolnym kciukiem potarł w środku ucho.
           Potem wstał, podszedł do Zalachenki, przyłożył mu lufę do skroni i nacisnął spust jeszcze dwa razy. Chciał mieć pewność, że pieprzony dziad naprawdę nie żyje. 

           Wybranie po jednej scenie z każdej z tych powieści graniczy z niemożliwością - to ponad 2500 stron czystej literackiej przygody! Uległam temu bestsellerowi na fali fascynacji kryminałami, która nie tylko nie ustaje, ale wzmaga się jak ocean podczas sztormu. I nie żałuję - czytałam z wypiekami na twarzy, zapominając o Bożym świecie. Aż się dziwię, że udało mi się wypisać świadectwa...
          Wybrałam te trzy sceny z różnych względów. Pierwszą, ponieważ jest chyba moją ulubioną. Drugą, bo jest jak stara zasada mistrza filmów grozy Hitchckocka - "najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie". A dlaczego trzecią, to właściwie sama nie wiem...
           Aby smak na literackim podniebieniu pozostawić jak najlepszy - najpierw łyżka dziegciu, bo potem będą już tylko hektolitry miodu. Otóż uważam, że bezsprzecznie pierwsza część trylogii jest najlepsza. Druga i trzecia są oczywiście świetnie napisane, bardzo dobrze przetłumaczone, ale z klasycznego, trzymającego w napięciu i mrożącego krew w żyłach (nie wyczerpując oczywiście arsenału powiedzonek tego typu) kryminału zamienia się w jakieś momentami nieprawdopodobne "political fiction".
           Nie dla każdego jest to zapewne wada - ja jednak, jeśli chodzi o kryminał, bardzo cenię sobie czystość gatunkową. W środowiskach miłośników literatury, w środowiskach intelektualistów kryminał uchodzi zwykle za literaturę klasy B, a ja jestem głęboko przekonana, że jest to właśnie bardzo wymagający gatunek literacki. Aby napisać dobrą powieść kryminalną, potrzeba moim zdaniem niezwykłej samodyscypliny, umiejętności precyzyjnego konstruowania fabuły i świetnej znajomości ludzkiej psychiki, bo o wyobraźni już nawet nie wspomnę. To chyba kwestia zamiłowania do prostoty w literaturze i sztuce, ale właśnie tę umiejętność wtłoczenia tajemnicy zbrodni w ramy gatunku cenię sobie najbardziej.
          Dlatego być może ten gatunkowy miszmasz byłby dla mnie trudny do zniesienia, gdyby nie fakt, że powieść we wszystkich swoich trzech wcieleniach została napisana z ogromną literacką swadą, w świetnym stylu i z kapitalnie skonstruowanymi postaciami. Przyznam więc, że po przeczytaniu pierwszego tomu uznałam go za tak świetną literacko rzecz, że natychmiast pojechałam do księgarni po drugi tom. Byłam może mniej usatysfakcjonowana, ale nie wyobrażałam sobie przerwania lektury po drugiej części, gdyż sięgnięcie po trzecią okazało się odruchem niemal bezwarunkowym.
          Pytanie o fenomen tej powieści zadawałam sobie już w trakcie lektury, a po jej zakończeniu pytanie to wracało do mnie jeszcze wielokrotnie. Wydaje mi się, że tajemnica sukcesu Larssona tkwi w umiejętności tworzenia bardzo sugestywnych obrazów rzeczywistości. Pod tym względem Millenium nosi w sobie znamiona klasycznej powieści realistycznej - w przypadku pierwszego tomu nawet zasada prawdopodobieństwa zdarzeń została zachowana. Przede wszystkim jednak autor z taką szczegółowością opisuje każde zdarzenie, że czytelnik czuje się wciągnięty w mroczną atmosferę szwedzkiej rzeczywistości. Nie znam Szwecji, nigdy tam nie byłam, ale ta powieść sprawiła, że wszystkie opisywane w niej miejsca funkcjonują w mojej wyobraźni jak znajome. Wzbudzają zachwyt, niesmak, przerażenie, ekscytują. Wszystko, co przydarza się bohaterom, opisane jest niezwykle dokładnie. I dotyczy to nie tylko kluczowych, najbardziej wstrząsających wydarzeń, ale dosłownie wszystkich. Nawet odbieranie przez bohatera telefonu, nie jest kwitowane wyłącznie stwierdzeniem "odebrał telefon" - znamy jego markę, czasem kolor, dźwięk dzwonka. Kiedy bohaterowie jadą pociągiem, podróż tę odbywamy razem z nimi. Kiedy zatrzymują samochód, słyszymy gwizd hamulców i przekręcanie kluczyka. Kiedy dochodzi do konfrontacji między siłami dobra i zła, jesteśmy w samym środku walki, czujemy niemal zapach potu i krwi bohaterów. Być może dzięki takim literackim zabiegom, które w zasadzie mają wymiar magicznych sztuczek, przechodzi się nad pewnymi nieprawdopodobieństwami fabuły nie tylko z wyrozumiałością, ale wręcz z zachwytem.
            Ta sama zasada dotyczy kreacji głównych bohaterów. Ich historia wciąga nie tylko dlatego, że sama w sobie jest fascynująca. Dzieje się tak również ze względu na ich osobowość. Prym wiedzie tutaj oczywiście Lisabeth Salander - trudno znaleźć w literaturze bardziej oryginalną, zagadkową i jednocześnie silną postać kobiecą. Trudno w ogóle znaleźć równie intrygującą postać literacką. Ale przecież i Mikael Blikvist, i Erika Berger, i cała galeria przestępców... Wszystkie te postacie mają charakter, są pełnokrwiste, bogate charakterologicznie, złożone, niebanalne. Dzięki nim Larsson wkręca nas w swoją opowieść i sprawia, że lektura jego dzieła staje się przygodą. Taką przygodą, jaką potrafiły być tylko powieści z czasów dzieciństwa...
            Inną rzeczą, dla artystycznej wartości tej powieści chyba najważniejszą, jest jej społeczna wymowa i bardzo jasno określone granice między dobrem a złem. Millenium to krytyka przemocy w ogóle, ale przede wszystkim krytyka przemocy wobec kobiet, w każdym możliwym charakterze. Krytyka przemocy wobec tych, którzy nie mogą się bronić, którzy stają się ofiarami szczególnie pojmowanego dobra państwa. Jest to wreszcie krytyka niszczenia jednostki w imię rzekomo wyższego dobra. Ta powieść wyzwala demony, bo podejmuje tematy trudne, często ukrywane i podaje je w bardzo przystępnej (choć nie banalnej) literacko formie. Dla mnie klasa!
            



            


         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz