środa, 3 sierpnia 2011

Baśnie w klimacie gender.

Śpiąca królewna, reż. Catherine Breillat, Francja 2010. 

       Koncepcja o wdzięcznej nazwie gender jest od pewnego czasu bardzo popularna we współczesnej szeroko rozumianej humanistyce. W największym uproszczeniu gender nazywa się inaczej społeczno - kulturalną tożsamością płciową. Innymi słowy perspektywa gender oznacza widzenie człowieka poprzez role przypisywane jego płci, co prowadzi do krzywdzących często stereotypów. Stąd też kojarzenie badań genderowych z feminizmem i próbą wyzwolenia się kobiet z narzucanych im przez społeczeństwo i kulturę ról oraz poszukiwaniem swojej tożsamości płciowej.
        Breillat ukazuje to zagadnienie z perspektywy naszego dzieciństwa, bo to wtedy właśnie zostały nam wprogramowane role społeczne i cały sztafaż zachowań, które przystoją dziewczynkom i chłopcom. I prawie każda  z nas przyzna, że chłopcom zawsze wolno było więcej, a dziewczynkom pozostawała nieokreślona tęsknota za bieganiem po drzewach, strzelaniem z procy lub wyrzut w oczach mamy czy babci, kiedy tę niepisaną granicę przekraczałyśmy.
        Alegoryczność tego filmu pozwala spojrzeć na problem gender z pewnym dystansem. Główna bohaterka - Anastazja - jest sześcioletnią księżniczką, która sama siebie nazywa Vladimirem. Kiedy się urodziła, zła wróżka rzuciła na nią klątwę, że w wieku 6 lat umrze. Zaprzyjaźniona dobra wróżka nie może zdjąć czaru, ale może go zmienić - dziewczynka nie umrze, ale zaśnie na sto lat i obudzi się jako szesnastolatka. Dlaczego? "Bo dzieciństwo jest strasznie nudne" - jak mówi jedna z dobrych wróżek. Tak więc to sen dziewczynki, podczas którego Breillat odwołuje się do najpopularniejszych baśni naszego dzieciństwa, staje się właściwą przestrzenią jej dojrzewania.
        Film przesycony jest symboliką, która odsyła nas nie tylko do koncepcji gender, ale też do teorii psychoanalizy i jej zastosowania w sztuce. To był jeden z tych filmów, które uświadomiły mi jak mało wiem o filozofii, literaturze, nowych koncepcjach w sztuce i naukach humanistycznych. Jego wielką zaletą jest też to, że niezwykle trudne zagadnienie, jakim jest mierzenie się z własną tożsamością płciową, reżyserka podała widzom za pomocą parabolicznego uproszczenia, a nawet kiczowatej nieco formy.
       Zdecydowanie lepsza i ciekawsza była pierwsza sekwencja filmu, czyli ta przed przebudzeniem - mimo to sądzę, że film obnaża bardzo istotny problem współczesnej kultury, z którym wciąż społeczeństwo nie potrafi sobie poradzić. Pokazuje bowiem, że przypisane nam przez płeć kulturową role nie zawsze pokrywają się z naszą naturą, co w najlepszym wypadku staje się źródłem frustracji, ale prowadzić może nawet do rozpadu psychiki, braku akceptacji samego siebie i tożsamościowego zagubienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz