wtorek, 2 sierpnia 2011

O braku komunikacji.

Kadr z filmu.
Łabędzie, reż. Hugo Vieira de Silva, Portugalia - Niemcy 2010.

         Kino preferowane przez widzów Nowych Horyzontów to w większości filmy o charakterze kontemplacyjnym, refleksyjnym lub surrealistycznym. To zresztą największa zaleta tego festiwalu, bo jak wiadomo eksperymenty na ogół prowadzą do wielkich odkryć. Inna rzeczą jest to, że na niektórych seansach czułam się jak na przysłowiowym tureckim kazaniu, które trwało w nieskończoność...
        Tak było między innymi z filmem de Silvy Łabędzie. Reżyser podjął rewelacyjny temat, miał bowiem do opowiedzenia wspaniałą i poruszającą historię. Ojciec z synem nastolatkiem przyjeżdża do Berlina, aby ten mógł spędzić trochę czasu ze śmiertelnie chorą matką. Kobieta jest w śpiączce, a więc jakakolwiek komunikacja wydaje się niemożliwa, tymczasem chłopakowi i jego ojcu trudniej odnaleźć drogę do siebie nawzajem niż do tej nieprzytomnej kobiety.
         Bardzo piękne są początkowe sceny filmu - naturalizm przeplata się w nich z poetyckością, tak jak życie ze śmiercią. Z czasem jednak całość zaczyna się rozpadać, jakby film powoli wytracał napięcie. Ostatecznie więc zamiast głębokiej refleksji pozostało we mnie po projekcji raczej zmęczenie i rozczarowanie. Mój odbiór jest oczywiście bardzo osobisty i indywidualny, spowodowany być może zdystansowanym raczej stosunkiem do nowohoryzontowego umiłowania nudy w kinie.    
         Mimo mojego prywatnego rozczarowania polecam jednak ten film, ponieważ problem braku komunikacji między ludźmi jest w dzisiejszych czasach niezwykle istotny. Często łatwiej nam rozmawiać z wirtualnym (nie)znajomym niż z najbliższą osobą; powierzamy swoje tajemnice, zwątpienia i żale przypadkowo poznanym ludziom, a nie wchodzimy w dialog z tymi, których one dotyczą, którym właśnie najbardziej chcielibyśmy wykrzyczeć swój ból.
         W moim odbiorze tego filmu najpoważniejszym problemem był fakt, że ten brak komunikacji między bohaterami prowadził także do braku komunikacji ze mną jako widzem. Czułam się trochę jak sami bohaterowie, którzy nie mogąc się porozumieć okazywali sobie coraz większe zniechęcenie. Można przyjąć, że takie właśnie było założenie de Silvy... Jeśli tak, to nie mam już filmowi nic do zarzucenia.

        
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz