poniedziałek, 28 lipca 2014

Aria, czyli Nieporozumienie.


Dziewczynka z kotem (Incompresa), reż. Asia Argento, Włochy - Francja 2014.

Tak się składa, że kolejny mój film festiwalowy w tym roku ma dziecięcego bohatera. I nie ostatni. Może to jakaś nowa tendencja? Dzieci noszą w sobie niewinność i naturalność, która pozwala pokazać na ekranie jakąś głęboką prawdę, podczas gdy dorośli uciekają w głupie gry między sobą i udają zamiast być.
Film Argento – bardzo kolorowy i wyestetyzowany jak dzieła Almodovara – opowiada o Arii, najmłodszej córce znanego z seriali aktora i sławnej pianistki. To taka strawestowana historia współczesnego Kopciuszka. Rodzice traktują ją jak wroga, biją, poniżają, podrzucają sobie nawzajem jak kukułcze jajo. Tymczasem Aria jest bardzo utalentowana literacko, wygrywa konkursy. Posiada ogromną wrażliwość i gorąco pragnie, by rodzice odwzajemnili jej miłość. Nikogo to jednak nie obchodzi, tak jak i ona nikogo nie obchodzi. Jej starsze siostry nie są przez rodziców traktowane tak podle. Każde wybrało sobie jedną córkę i ją hołubi. „Tata ma Lukrecję, mama Donatinę, a ja ciebie” – mówi Aria do znalezionego na ulicy czarnego kota, który staje się jej jedynym przyjacielem. Motyw dość ograny – pojawił się już choćby w opisywanym przez mnie z takim zachwytem Białym bogu.  O ile jednak w filmie Mundruczó zwierzęcy bohater jest mimo wszystko postacią wiodącą, o tyle tytułowy kot z filmu Argento to zaledwie figura niemego przyjaciela, któremu można powierzyć wszystkie troski. Jest ciepły, miękki i nie ucieka…
Aria jest dzieckiem, które w świecie dorosłych nie może liczyć zupełnie na nikogo. Ojciec jest chorobliwie przesądny i potrafi wyrzucić ją z domu, ponieważ przyprowadziła czarnego kota albo popchnięta przez starszą siostrę (notabene – paskudna różowa grubaska) zbiła lustro. Matka jest histeryczna i bez przerwy naćpana – jej czułość  lub brutalność dla najmłodszej córki  są wypadkową koki i wina, układów z aktualnym kochankiem i bardzo zmiennego nastroju. Najczęściej w krótkich chwilach przypływu matczynych uczuć Ivonne składa obietnice bez pokrycia i urządza pokaz sztuki makijażu lub uwodzenia. Ojciec z kolei – słynny Bernadotte – jest uzależniony od sukcesu. Dobra wiadomość od agenta oznacza eksplozję ojcowskich uczuć, zła – Aria staje się przyczyną wszystkich nieszczęść i ląduje na ulicy.
W tych rzadkich chwilach bliskości z rodzicami śliczną twarzyczkę Arii rozjaśnia blask szczęścia tak ogromnego, jakby tylko ta chwila istniała. Myliłby się jednak ten, kto uznałby Arię za nieświadomą i naiwną. Ona dobrze wie, że rodzice jej nie kochają, że jest dla nich kulą u nogi i dopustem bożym. Ucieczką staje się dla niej pisanie opowiadań, za które otrzymuje nagrody. Jurorzy zachwycają się jej wyobraźnią, a ona skromnie przyznaje przyjaciółce: „to wszystko prawda”.
Nie może też liczyć na nauczycieli w szkole, których reprezentuje bardzo stereotypowo wyglądająca belferzyca – młoda, ale już zniszczona przez toksyczność tego zawodu. Wyraz twarzy bez uśmiechu, włosy upięte w ciasny kok, okulary i odrażająco brzydka garsonka. Dyscyplinę zaprowadza przemocą fizyczną i okrucieństwem słownym. Zastanawia mnie często dlaczego artyści tak wyobrażają sobie pracę nauczyciela. To mnie mocno irytuje… Z drugiej strony, kiedy przyglądam się temu szczególnemu „gatunkowi” ludzi, dostrzegam niewielu wyłamujących się poza schemat. Nie jest oczywiście tak źle, jak w tym filmie (i w innych). Syndrom Bladaczki to jednak jedna z najpoważniejszych chorób zawodowych.
Ten film przypomina mi także popularną w czasach mojego liceum powieść Tomka Tryzny Panna nikt, której taką krzywdę wyrządził film Andrzeja Wajdy – chyba najgorszy w jego karierze. Tam również bohaterka nie mogła liczyć na nikogo – nie tylko na dorosłych, ale i na rówieśników. Dzieci nie lubią Arii, zazdroszczą znanego ojca, śmieją się z niej i nie pozwalają wejść do zamkniętego kręgu szkolnej paczki. Aria ma przyjaciółkę Angelicę, dla podkreślenia bliskości między sobą nazywają się wzajemnie tym samym imieniem – Ist. Jednak Angelica nie wytrzymuje presji przyjaźni z dzieckiem, którego psychika jest już mocno wypaczona przez życie w rodzinie patologicznych egoistów i erotycznych maniaków. Aria na przykład bawi się w gwałt na lalkach, kradnie i czyta cudze listy, pali papierosy i pije alkohol. Aria ma 9 lat.
Kończąca film sekwencja związana z przyjęciem urodzinowym, które Aria urządza sama dla siebie, zbudowana jest jak dobry film sensacyjny. Napięcie rośnie z każdą minutą. Ojciec przez telefon informuje dziewczynkę, że nie chce jej znać, a matka ostentacyjnie odmawia nawet jedzenia z córką przy jednym stole. Wszystko dlatego, że Aria nieświadomie (choć tego nie jestem do końca pewna i może to właśnie podoba mi się w filmie najbardziej) wydaje policji, że Ivonne jest w bardzo bliskiej przyjaźni ze znanym handlarzem narkotyków. Przyjęcie, które Aria urządza sama, ma być spełnieniem jej marzeń o akceptacji w grupie przyjaciół. Są balony, torty, serpentyny, rzucająca migoczące światło dyskotekowa kula i dobra muzyka. Dzieci jednak przygotowały dla Arii okrutny żart…
Poruszające jest ostatnie ujęcie – Aria stoi na ulicy z przewieszonym przez plecy ciężkim plecakiem i klatką z kotem pod pachą. Smutno patrzy w kamerę i mówi: „Nie opowiedziałam wam tego wszystkiego, żeby robić z siebie ofiarę. Po prostu chcę, żebyście byli milsi”…
Dodam jeszcze tylko refleksję na temat tytułu. Włoski tytuł brzmi Incompresa, czyli Nieporozumienie. Polski tytuł filmu to także kompletne nieporozumienie...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz