piątek, 25 lipca 2014

Logika rodem z Mrożka.



Dzikie historie, reż. Damian Szifron, Argentyna, Hiszpania 2014.

No i już! Zaczęło się! Trzech tenorów – Roman Gutek, Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz i szef T-Mobile Mirosław Rakowski – zgodnym chórem uznali wczoraj 14 MFF Nowe Horyzonty za otwarty. A zaraz po gali film otwarcia – „Dzikie historie” argentyńskiego reżysera Damiana Szifróna. Twórca nie mógł być na pokazie, ponieważ oczekuje narodzin córeczki, ale w sympatycznym nagraniu „na setkę” przekonywał widzów o swoich polskich korzeniach, pozdrawiał i uśmiechał się z ekranu. W spojrzeniu reżysera mignęła jednak iskierka wyjątkowo złośliwego poczucia humoru.
„Dzikie historie” to czarny humor i krwawa makabra, ale i swoisty rodzaj refleksji nad ludzką naturą. Dawno już zrozumiałam, że śmiech pełni tak samo katartyczną rolę jak litość i trwoga, może dlatego sporo filmów z mojej listy w tym roku zapowiada się na zabawne. Bo zabawne nie znaczy ani banalne, ani nudne. Ani proste, ani schematyczne. Śmiech to bardzo dobry początek rozmowy przecież, a czym innym jest film i sztuka w ogóle, jeśli nie rozmową.
Dobrym początkiem filmu jest także wywołanie strachu, podniesienie ciśnienia, narażenie paznokci widza na obgryzienie do łokci (powiedzonko ukradzione – made by Karol Szupryczyński*). I Szifrón obiema tymi wartościami szafuje bez opamiętania od pierwszej do ostatniej sceny filmu. A filmowi to bardzo dobrze robi.
Obraz ten jest bardzo silnie inspirowany twórczością Alfreda Hitchcocka. Nie tylko pod względem stopniowania napięcia w myśl zasady „najpierw trzęsienie ziemi, a później napięcie rośnie”. Według wspomnianego już wcześniej Szupryczyńskiego niektóre scenariusze zostały wręcz żywcem ściągnięte z telewizyjnej wieloletniej serii „Alfred Hitchcock przedstawia”. Ożywione eksponaty ze śmietnika filmowo-telewizyjnej historii. I całe szczęście, że otrzymały to drugie życie, bo się to dzieło niewątpliwie reżyserowi udało.
Film składa się z sześciu nowelek, a każda z nich to historia namiętności, głupoty, zemsty i frustracji. Szifrón zdaje się przyglądać człowiekowi w ekstremalnych sytuacjach, bawi się nim jak szczurem doświadczalnym, poddaje najdziwniejszym pokusom, wrzuca w koszmarne doświadczenia, każe walczyć z bezlitosnym systemem, chciwością czy nielojalnością najbliższych. Przedstawionymi przez niego scenkami rządzi żelazna logika – jak u Mrożka, niby niemożliwe, a jednak nie mogło skończyć się inaczej. Jest więc porwany przez życiowego nieudacznika samolot, jest szalona kucharka z błyszczącym nożem, są dwaj kierowcy z buzującym testosteronem, jest też inżynier walczący z argentyńskim odpowiednikiem Straży Miejskiej, jest i bogaty tatuś próbujący ratować syna przed odpowiedzialnością za potrącenie kobiety w ciąży. I jest też moja ulubiona historia. Weselna.
Oj, jest to motyw w naszej kulturze nie tyle zgrany, co bardzo nośny, a reżyser do polskich korzeni wszak się przecież przyznaje, ale jak widać śliskość emocji na imprezach weselnych nie jest zależna od kultury, ale od natury. W tym wypadku ludzkiej natury. Panna Młoda na weselu dowiaduje się o zdradzie swego świeżo poślubionego oblubieńca. Chwila załamania nad balustradą dachu bardzo wysokiego budynku, a potem zabawa. Huczna i głośna. I zemsta. Perfidna, a nawet ostatecznie krwawa.
I to właśnie ucieszyło mnie w tym filmie najbardziej. Ponieważ oprócz błyskotliwej obserwacji ludzkiej natury, jej mrocznych i wstydliwie ukrywanych zakamarków, pojawiło się w tym filmie również światło. Podpowiedziane równie ironicznie jak cała reszta rozwiązanie dla zranionych, odrzuconych lub zdradzonych kobiet. Chciałabym jak ta dziewczyna w białej sukience i rozwichrzonych włosach wstawać i otrzepywać się z liści po każdym nieudanym doświadczeniu. Nie mówię, że jestem zwolenniczką przemocy, ale… Cóż, to nie rozpacz, tylko bunt i wściekłość dają siłę. A czasem… czasem pomagają znaleźć nadzieję…

* Karol Szupryczyński – młody breslauer z sypiącym się wąsem, obiecujący pisarz i znawca trącącego myszką kryminału polskiego, europejskiego i amerykańskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz