poniedziałek, 28 lipca 2014

Hiob kontra Lewiatan.


Lewiatan, reż. Adrey Zviagintsev, Rosja 2014 
 
Uwaga! Spoiler!!!

Na obraz Zwyagintseva wybrałam się w ciemno. Widziałam wcześniej Powrót i Elenę. Muszę jednak przyznać, że z każdym kolejnym filmem jestem nieco rozczarowana. To było dobre kino, ale reżyser bardzo wysoko sam sobie postawił poprzeczkę Powrotem i nie udaje mu się jej przeskoczyć.  Może to przekleństwo świetnego debiutu – potem widzowie oczekują, że każde kolejne dzieło będzie lepsze. I Zwyagintsev chyba wpadł w te sidła.Tak myślę. Ale to bardzo subiektywne odczucia i bardzo chętnie się z kimś na ten temat nie pozgadzam.
Lewiatan  jest filmem z przepięknymi kadrami, takimi właśnie, które od razu skojarzyły mi się z klimatem Powrotu. To historia Kolii i jego rodziny, rosyjskiego Everymana. Albo raczej Hioba, na którego spadają wszystkie możliwe nieszczęścia. Utrata pracy, majątku, domu, wreszcie opuszcza go także żona z kochankiem. Gdy mężczyzna mimo wszystko wybacza zdradę, kobieta zostaje zamordowana. Na domiar wszystkiego to Kolia zostaje o tę zbrodnię oskarżony i skazany na 15 lat w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Wszystko zostaje mu zatem odebrane, nawet wolność. Tymczasem pop z miasteczka właśnie Hioba stawia mu za wzór, mówiąc że cierpiącemu patriarsze ze Starego Testamentu Bóg ukazał się w postaci huraganu i pouczył, że cierpienie trzeba po prostu przyjąć. Zapomniał jednak dodać, że Bóg wcześniej o duszę Hioba założył się z szatanem.
Film według mnie należy czytać na dwóch płaszczyznach – dosłownej i symbolicznej. Spójrzmy na przedstawione w filmie relacje między ludźmi, skomplikowane, choć dość typowe; na przerażający obraz rosyjskiego pijaństwa i związany z nim wątpliwej jakości humor (nie reżysera, ale wstawionych bohaterów); na skorumpowanych przedstawicieli prawa i urzędów publicznych, których łączą mafijne układy; na portret Putina w gabinecie burmistrza, który szefuje całej tej podłej bandzie; wreszcie na trudny pod każdym względem, a w szczególności ekonomicznym, żywot przeciętnego Rosjanina… Z tych wszystkich wątków rysuje się nam wizja współczesnej Rosji, realistyczna i przytłaczająca. Niewątpliwie bardzo prawdziwa.
Z drugiej jednak strony w całą te historię wpisana jest – moim zdaniem wcale nie nachalnie – problematyka biblijna. Nie tylko Hiob-Kolia jest tego przykładem, ale przede wszystkim zasygnalizowany już w tytule motyw Lewiatana – starotestamentowego potwora morskiego, który w języku hebrajskim oznacza dosłownie wieloryba. W Biblii Lewiatanowi przypisywano różne role – węża, krokodyla, potwora morskiego, demona. W wierzeniach kabalistycznych przewidywano, że na Sądzie Ostatecznym człowiek prawy otrzyma do spożycia mięso Lewiatana – taki symbol zwycięstwa dobra nad złem. Tomasz z Akwinu natomiast opisywał Lewiatana jako demona zazdrości (nie szperałam w bibliotekach, brakuje na to tutaj czasu, poszłam na łatwiznę – Lewiatan). W filmie kilkakrotnie pojawia się na ekranie wieloryb – czy to w postaci leżącego na plaży szkieletu, czy też przepływający dyskretnie przy brzegu. Najwymowniej symbolika tego zwierzęcia przedstawiona została w scenie, gdy żona Kolii stoi na skarpie, patrząc w morskie odmęty. Towarzyszy jej złowroga śliskość Lewiatana. Kobieta dźwiga brzemię winy – zdradziła nie tylko męża, nie tylko jego serce złamała. Jej zrozpaczony pasierb z płaczem woła do ojca: „wygoń ją z domu, wygoń ją”. Chwilę później dowiadujemy się o śmierci niewiernej żony.
Zginęła od uderzenia tępym narzędziem w głowę. Zbrodnia w afekcie, zazdrosny mąż. Prosty rachunek. Za prosty. Ten, kto faktycznie stoi za śmiercią kobiety jest prawdziwym Lewiatanem. Nie żadnym demonem, tylko prostackim, grubym i cynicznym człowiekiem, który po zniszczeniu życia prostego człowieka i jego rodziny, staje w cerkwi przed Bogiem i rozmodlonym głosem mówi do syna: „Bóg na ciebie patrzy”.
Broń nas, Boże, przed Lewiatanem! Broń nas, Panie, przed drugim człowiekiem…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz