sobota, 26 lipca 2014

Krzyk zarzynanej miłości


Kobiece pieśni, reż. Reha Erdem, Turcja - Niemcy - Francja 2013.

Wysmakowane kino. Wypracowane kadry. Bardzo plastyczne. I symbolika głęboko zakorzeniona w religijności. Zmitologizowana figura ojca, nieobecność matki, marnotrawny syn, a przede wszystkim kobiety dźwigające na swych barkach ciężar świata, kobiety jako oparcie dla męskiej słabości..
Kobiece pieśni to turecki film, o którym mądrze da się coś napisać po wielokrotnym obejrzeniu. Mnogość znaków przerasta moją filmoznawczą kompetencję. Niemniej jednak na płaszczyźnie emocji  jest to obraz niezwykle przejmujący. Podczas spotkania z reżyserem prowadząca stwierdziła, że w filmie dominującym doświadczeniem bohaterów jest samotność. Już samo umieszczenie akcji na wyspie jest znaczące. Każdy z bohaterów funkcjonuje jak nomadyczny byt, jak oderwany fragment lądu dryfujący po oceanie, który pragnie złączyć się z innymi dryfującymi fragmentami całości. Ślad odcięcia jest jak bolesna rana, ale bezwzględne zjednoczenie jest już niemożliwe. Poszukiwanie bliskości jest dominującym motywem tego filmu, tak jak jest to dominujący motyw naszego życia.
Reha Erdem tworzy w swoim dziele splot kilku historii. Można powiedzieć, że jest to historia trzech nietypowych par. Po pierwsze, Mesut i Esma – on zrzędliwy i stetryczały emeryt, a ona głęboko wierząca i kochająca każde boże stworzenie służąca. Esma wprawdzie pracuje dla Mesuta, ale to, co dla niego robi, znacznie wykracza poza zakres obowiązków pomocy domowej. Esma opiekuje się Mesutem i robi to nie dla spełnienia jakiejkolwiek misji, ale dlatego, że taka jest jej natura. Po drugie, Adem – syn Mesuta i jego żona. Młody człowiek jest niezaradnym egoistą, który pragnie ojcowskiej miłości, ale sam nie potrafi kochać nikogo. Ani ojca, ani żony, ani nawet psa. Jest śmiertelnie chory i myśli, że to daje mu prawo zachowywać się jak rozkapryszony dzieciak. Jedyną osobą, która daje mu to, czego potrzebuje, jest otwarta i kochająca świat Esma. Choć pada w filmie sugestia, że jej dobrotliwa natura jest konsekwencję padaczki przechodzonej w dzieciństwie. Czy to znaczy, że dobro jest możliwe tylko wtedy, gdy człowiekowi brakuje tak zwanej „piątej klepki”? Po trzecie wreszcie, Meyrem i miejscowy lekarz. Dużo starszy od dziewczyny mężczyzna, który oświadcza się jej, ale nie potrafi zaakceptować, że wybranka ma dla niego tylko szacunek, a miłości dopiero pragnie się nauczyć. Miota się między męską ambicją a pragnieniem ciepła tej pięknej dziewczyny, rani ją, zmusza do noszenia ciężkich galonów z wodą, którą później bezlitośnie marnuje. Ale też pada przed nią na kolana i trzyma się jej kurczowo, jakby jej bliskość miała ocalić go przed starością.
Jest też brat Esmy, postać milcząca, snująca się po wyspie jak dobry duch, opiekun koni i ludzi. Z nieodłączną książką, której tytułu nie znamy, a którą bohater czyta wciąż od nowa. Ta cykliczność jest swego rodzaju dominantą kompozycyjną filmu. Wyspa otoczona wodą, powtarzające się sceny i obrazy, życie i śmierć splecione ze sobą tak ściśle, że nie sposób odróżnić gdzie przebiega granica. W pewnym momencie zaczęłam myśleć, że reżyser wywodzi mnie w pole. Akcja toczy się na wyspie, z której ze względu na zbliżające się trzęsienie ziemi ewakuowano wszystkich mieszkańców. Ci, którzy postanowili zostać, według prezentera telewizyjnego „już nie żyją”. Może więc oni wszyscy są już bytami pozaludzkimi, niematerialnymi. Każdy z nich na swój sposób spotyka się z Bogiem i przechodzi na drugą stronę… Może…
Jedną z najbardziej poruszających scen w filmie jest moment, gdy żona Adema czeka na prom na przystani. Na wprost niej siedzi kobieta z podkrążonymi oczami i trzema zdjęciami syna. Na każdym z nich napis „zaginiony”. Kobieta płacze, głośno i żałośnie. Ten płacz brzmi jak pieśń. Pieśń pełna bólu, niemocy, tęsknoty i lęku. Brzmi jak krzyk zarzynanej miłości. Ta „kobieca pieśń”…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz