sobota, 26 lipca 2014

Serce z piersi albinosa.


Biały cień, reż. Noaz Deshe, Tanzania - Niemcy - Włochy 2013.

Tanzania. Kamera podąża za młodym człowiekiem. Białym Murzynem. Albinosem. Innym. Z odmienności bohatera nie wynika dla niego nic dobrego. Albinos jest niezwykły, a zatem magiczny. Ciało albinosa to narzędzie szamanizmu, amulet. Za odcięte nogi, ręce, wydrążone serce albinosa w Afryce można zarobić nawet 50 tysięcy dolarów.
Konwencja filmu przypomina dokument, ale jest to historia w całości fabularyzowana. Nie znaczy to jednak, że nieprawdziwa. Chłopiec grający głównego bohatera – Aliasa – miał bardzo podobne doświadczenia, jak postać, w którą się wcielił. Po zakończeniu zdjęć do filmu jednego z tanzańskich współpracowników reżysera zapytano na ulicy czy nie dałby namiaru na jakiegoś albinosa. Przedstawiony w filmie problem nie jest ani  wymysłem twórców, ani mrocznym wspomnieniem zażegnanego koszmaru. To stan obecny i faktyczny. I to właśnie sprawia, że film jest tak bardzo wstrząsający.
Kiedy bierze się na warsztat temat graniczny, łatwo popaść w nadmierny naturalizm albo żałobny patos. Noaz Deshe umiejętnie unika obydwu pułapek. Drastyczne sceny rytualnego mordu neutralizuje prowadzoną z offu narracją i onirycznym nastrojem. Alias porusza się między dwoma światami – rzeczywistym, brudnym, przerażającym i budzącym przerażenie oraz sennym, wypełnionym bliskością dzieci takich jak on. Są wspólne żarty, śmiech, rodzina… Tylko że te dwa światy z każdą sceną coraz bardziej się przenikają. Do tego stopnia, że trudno jednoznacznie określić, z którego świata jest wuj Aliasa i jego córka oraz mały albinos w różowej koszuli z niemiłosiernie krzywymi zębami. Gdy ten uśmiechnięty chłopiec zostaje znaleziony z odciętymi nogami i wyszarpanym sercem, piękny sen staje się koszmarną rzeczywistością. Podobnie jak lincz dokonany przez mieszkańców wioski na szamanie, który „zamówił” do swych czarów te najcenniejsze organy.
To także film o dojrzewaniu. Alias jest chłopcem w wielu kilkunastu lat, który stracił ojca. Zamordowano go właśnie w celu zdobycia organów na jego oczach. Matka oddała chłopka pod opiekę swojego brata do miasta. I Alias uczy się życia, staje się mężczyzną, poznaje smak pierwszego uczucia, zdobywa nowe umiejętności, dojrzewa. Wymownym świadectwem jego dojrzałości jest ostatnia scena. Niezwykła. W tym barbarzyńskim świecie, w którym być mężczyzną oznacza między innym umieć zabić, Alias ma szansę pomścić śmierć bliskich. Wybór, którego dokonuje, jest świadectwem jego dojrzałości. Alias w symboliczny sposób przecina łańcuch przemocy. I po raz pierwszy się uśmiecha. Po projekcji reżyser opowiedział historię o młodzieńcu grającym rolę Aliasa. Hamisi Bazili, gdy poinformowano go, że otrzymał główną rolę zachował swój kamienny wyraz twarzy, który obserwujemy przez blisko dwie godziny na ekranie. Podobno jakaś dziewczynka zapytała go, dlaczego się nie cieszy. A reżyser skwitował to krótko: „that’s pretty the story of Alias”.
Deshe powiedział także, że Bazili przyszedł na casting z gotową historią. Historią swojego życia. Ze swoim snem białego Murzyna. Snem o życiu bez lęku i odrzucenia. Człowiek jest z natury dobry czy zły? Camus twierdził, że dobry… Może jednak się mylił, skoro na każdej szerokości geograficznej Inny jest wrogiem. W filmie Jesteśmy najlepsi, który obejrzałam wczoraj rano i o którym już dzisiaj pisałam, inność też jest źródłem odrzucenia. Oczywiście „cywilizowanego”. Tylko czy odrzucenie ma cokolwiek wspólnego z cywilizacją? Czy nie jest to przypadkiem świadectwo naszego zakorzenienia w pierwotności, brutalności i atawistycznej potrzebie dostosowania się do wspólnoty? Nieważne jakiej, byle wspólnoty…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz