Plakat jest z zeszłego roku... |
Wczoraj*,
kiedy patrzyłam na niezwykłą parę tańczącą na ścianie wieży Ratusza na
krakowskim Rynku, wiedziałam, co chcę tutaj napisać. Ale myśli te ulotne przez
noc przestały układać się w słowa. Szkoda. To co, teraz powstanie, na pewno nie
będzie tym samym, co mogłoby powstać, gdyby istniało urządzenie zapisujące
nasze myśli na świeżo. Taki zapis przedwerbalny, jak strumień świadomości.
Byłabym wówczas autorką wspaniałych dzieł. Rzecz jednak w tym, że pisarz, musi
swoje myśli okiełznać, zatrzymać i puścić w świat. Zapisane.
Wczoraj,
patrząc na parę tańczącą na ścianie wieży krakowskiego Ratusza, myślałam o
granicach ludzkich możliwości. Podobno jedynym ograniczeniem jest nasz umysł.
Czy to znaczy, że wystarczy go od tych ograniczeń uwolnić i zdołam zatańczyć w
powietrzu jak tych dwoje? Zdołam pokonać prawo grawitacji? Zdołam pofrunąć? Myślałam
też o sile w mięśniach nóg i ramion, która potrzebna jest do wykonania takich
akrobacji. Zadawałam sobie pytanie, czy poddanie mojego ciała tak morderczemu
treningowi, jaki musieli przejść artyści, i mnie uczyniłoby zdolną do latania…
I wyobraziłam sobie sytuację, w której mój odmieniony umysł na każde takie
pytanie odpowiada: TAK. Tak, Twoje ciało wytrzyma morderczy trening. Tak,
pofruniesz – wystarczy przestać bać się wysokości. Tak, ta lina wytrzyma
wszystko. Tak, twoje życie zmieni swój tor, ty go zmienisz. Tak, możesz
wszystko!
Wszystko?
A żyć wiecznie mogę?! Czy pokonanie wszystkich ograniczeń uwolni mnie od
konieczności spotkania oko w oko ze Śmiercią?... Godzinę przed fenomenalnym
występem akrobatycznym grupy Sacude Vertical Dance & Aerial Dance na
krakowskim Rynku odbyło się przedstawienie hiszpańskiego teatru Efimer pt. Taniec śmierci. Najpierw długo kazała na
siebie czekać. Siedziała, ogromna, kościstą twarzą bez oczu wpatrzona w słońce
znikające w ulicy Szewskiej. Wokół niej gromadzili się ludzie. I czekali. Gdy
zrobiło się już zupełnie ciemno, artyści ożywili tę potężną kościstą marionetę.
Można by rzec - Nadmarionetę Craiga po drakońskiej diecie. I ruszyła w tan.
Kto
pamięta jeszcze Rozmową Mistrza Polikarpa
ze Śmiercią?
Uźrzał
człowieka nagiego,
Przyrodzenia niewieściego,
Obraza wielmi skaradego,
Łoktuszą przepasanego.
Chuda, blada, żołte lice
Łszczy się jako miednica;
Upadł ci jej koniec nosa,
Z oczu płynie krwawa rosa;
Przewiązała głowę chustą,
Jako samojedź krzywousta;
Nie było warg u jej gęby,
Poziewając skrzyta zęby;
Miece oczy zawracając,
Groźną kosę w ręku mając;
Goła głowa, przykra mowa,
Ze wszech stron skarada postawa —
Wypięła żebra i kości,
Groźne siecze przez lutości.
Przyrodzenia niewieściego,
Obraza wielmi skaradego,
Łoktuszą przepasanego.
Chuda, blada, żołte lice
Łszczy się jako miednica;
Upadł ci jej koniec nosa,
Z oczu płynie krwawa rosa;
Przewiązała głowę chustą,
Jako samojedź krzywousta;
Nie było warg u jej gęby,
Poziewając skrzyta zęby;
Miece oczy zawracając,
Groźną kosę w ręku mając;
Goła głowa, przykra mowa,
Ze wszech stron skarada postawa —
Wypięła żebra i kości,
Groźne siecze przez lutości.
Ta
wyglądała podobnie, tyle że z oczu i prześwitów między żebrami przebijało
kolorowe światło. Ona samo ruszała się, jak na Śmierć, niezwykle żwawo, a jej
świta dawała muzycznego czadu w rytm latynoskiej zmysłowości - istny karnawał w
lipcu! I gawiedź ruszyła za nią. Z początku z pewną irytacją – 40 minut
czekania i zamiast spektaklu wielka koścista kukła rusza się w rytm muzyki… Nie
zdążyła jednak dotrzeć do Wierzynka, a tłum bawił się jak szalony.
I
pomyślałam, że to właśnie jest prawdziwy teatr uliczny. Aktorzy i widzowie
połączyli się w jednym rytmie. W rytmie dance
macabre na miarę XXI wieku. Głośno i z przytupem! Cała idea tego motywu w
kulturze zaczęła się właśnie od takich ludycznych przedstawień w średniowieczu,
dopiero potem przeniosła się do literatury i malarstwa. Bardzo ciekawie pisze
na ten temat Johan Huizinga w Jesieni
średniowiecza. Ludzi w Krakowie niósł
rytm, który niesie każdego bez względu na wiek, stan, płeć czy szerokość
geograficzną. Czy zdawali sobie sprawę, że niesie ich rytm śmierci?
Mówi
się, że diabeł tkwi w szczegółach, a geniusz w prostocie. Nikt nie oprze się
takiej żywiołowej muzyce, tak jak nikt nie oprze się śmierci. Grupa Efimer
odwołała się do jednego z najbardziej znanych toposów kultury i przypomniała w
ten sposób, że nic nie jest tak blisko życia jak śmierć. Ludzie od wieków
próbowali oswoić fakt, że kiedyś nas nie będzie. Obecność na tym świecie jest
„marną chwilką, iskrą tylko”, jak pisał Mickiewicz, patrzący na wszystko z
wysokości cokołu na krakowskim rynku. Bo śmierć i życie, post i karnawał,
radość i smutek są jak zdjęcie i negatyw. Jedno bez drugiego nie istnieje. Ten
śmiertelny korowód był zatem hołdem na cześć życia.
A
przełamujący prawo grawitacji akrobaci, którzy zakończyli ten wieczór? Oni pokazali,
że tylko Śmierć jest granicą. Innych nie
ma, inne są tylko w naszej głowie. W mojej jest ich wciąż za dużo, ale nie
poddaję się i powtarzam sobie – tym razem bez cienia wątpliwości: Tak, twoje
życie zmienia swój tor! Ty go zmieniasz! Tak, możesz wszystko!
* wpis powstawał w dwóch turach, w niedzielę rano (13 lipca) oraz dzisiaj...
* wpis powstawał w dwóch turach, w niedzielę rano (13 lipca) oraz dzisiaj...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz