Biały cień, reż. Noaz Deshe, Tanzania - Niemcy - Włochy 2013.
Tanzania. Kamera podąża za młodym
człowiekiem. Białym Murzynem. Albinosem. Innym. Z odmienności bohatera nie
wynika dla niego nic dobrego. Albinos jest niezwykły, a zatem magiczny. Ciało
albinosa to narzędzie szamanizmu, amulet. Za odcięte nogi, ręce, wydrążone
serce albinosa w Afryce można zarobić nawet 50 tysięcy dolarów.
Konwencja filmu przypomina
dokument, ale jest to historia w całości fabularyzowana. Nie znaczy to jednak,
że nieprawdziwa. Chłopiec grający głównego bohatera – Aliasa – miał bardzo podobne
doświadczenia, jak postać, w którą się wcielił. Po zakończeniu zdjęć do filmu
jednego z tanzańskich współpracowników reżysera zapytano na ulicy czy nie dałby
namiaru na jakiegoś albinosa. Przedstawiony w filmie problem nie jest ani wymysłem twórców, ani mrocznym wspomnieniem
zażegnanego koszmaru. To stan obecny i faktyczny. I to właśnie sprawia, że film
jest tak bardzo wstrząsający.
Kiedy bierze się na warsztat temat
graniczny, łatwo popaść w nadmierny naturalizm albo żałobny patos. Noaz Deshe
umiejętnie unika obydwu pułapek. Drastyczne sceny rytualnego mordu neutralizuje
prowadzoną z offu narracją i onirycznym nastrojem. Alias porusza się między
dwoma światami – rzeczywistym, brudnym, przerażającym i budzącym przerażenie
oraz sennym, wypełnionym bliskością dzieci takich jak on. Są wspólne żarty,
śmiech, rodzina… Tylko że te dwa światy z każdą sceną coraz bardziej się
przenikają. Do tego stopnia, że trudno jednoznacznie określić, z którego świata
jest wuj Aliasa i jego córka oraz mały albinos w różowej koszuli z niemiłosiernie
krzywymi zębami. Gdy ten uśmiechnięty chłopiec zostaje znaleziony z odciętymi
nogami i wyszarpanym sercem, piękny sen staje się koszmarną rzeczywistością.
Podobnie jak lincz dokonany przez mieszkańców wioski na szamanie, który „zamówił”
do swych czarów te najcenniejsze organy.
To także film o dojrzewaniu. Alias
jest chłopcem w wielu kilkunastu lat, który stracił ojca. Zamordowano go
właśnie w celu zdobycia organów na jego oczach. Matka oddała chłopka pod opiekę
swojego brata do miasta. I Alias uczy się życia, staje się mężczyzną, poznaje
smak pierwszego uczucia, zdobywa nowe umiejętności, dojrzewa. Wymownym
świadectwem jego dojrzałości jest ostatnia scena. Niezwykła. W tym
barbarzyńskim świecie, w którym być mężczyzną oznacza między innym umieć zabić,
Alias ma szansę pomścić śmierć bliskich. Wybór, którego dokonuje, jest
świadectwem jego dojrzałości. Alias w symboliczny sposób przecina łańcuch
przemocy. I po raz pierwszy się uśmiecha. Po projekcji reżyser opowiedział
historię o młodzieńcu grającym rolę Aliasa. Hamisi Bazili, gdy poinformowano
go, że otrzymał główną rolę zachował swój kamienny wyraz twarzy, który
obserwujemy przez blisko dwie godziny na ekranie. Podobno jakaś dziewczynka
zapytała go, dlaczego się nie cieszy. A reżyser skwitował to krótko: „that’s
pretty the story of Alias”.
Deshe powiedział także, że Bazili
przyszedł na casting z gotową historią. Historią swojego życia. Ze swoim snem
białego Murzyna. Snem o życiu bez lęku i odrzucenia. Człowiek jest z natury
dobry czy zły? Camus twierdził, że dobry… Może jednak się mylił, skoro na
każdej szerokości geograficznej Inny jest wrogiem. W filmie Jesteśmy najlepsi, który obejrzałam
wczoraj rano i o którym już dzisiaj pisałam, inność też jest źródłem
odrzucenia. Oczywiście „cywilizowanego”. Tylko czy odrzucenie ma cokolwiek
wspólnego z cywilizacją? Czy nie jest to przypadkiem świadectwo naszego
zakorzenienia w pierwotności, brutalności i atawistycznej potrzebie dostosowania
się do wspólnoty? Nieważne jakiej, byle wspólnoty…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz