piątek, 25 lipca 2014

Irokez na mydło, nienawiść do sportu i "depechki".


Jesteśmy najlepsi, reż. Lukas Moodysson, Szwecja - Dania 2013.

We are the Best  to film o dorastaniu obecnych czterdziestopięciolatków. Akcja dzieje się w Sztokholmie w 1982 roku. To historia przyjaźni trzech dziewczyn – Bobo, Klary i Hedvigi, które w wieku lat 12 i 13 mają poczucie, że nikt ich nie kocha, nie lubi, nie rozumie.
Brzmi jak totalny banał, ale nim nie jest. Już umieszczenie akcji trzydzieści lat temu pozwala spojrzeć na dziewczyny z bardziej uniwersalnej perspektywy. To poczucie odrzucenia jest charakterystyczne dla każdego pokolenia. Bohaterki tego filmu dziś mogłyby być matkami dzieci w tym samym wieku i obserwować, że zmienia się co najwyżej strój i fryzura.
A te są w filmie znaczące. Dziewczyny mają krótkie włosy, w stylu punkowym. Jedna z nich ma nawet irokeza, ale jak twierdzi jej starszy brat, to banalna fryzura. Dziewczyny stawiają sobie włosy na mydło, noszą wyciągnięte swetry i nie uznają makijażu. Do czasu! Jedna z nich łamie tę świętą zasadę, gdy wybierają się na spotkanie z podobnym chłopięcym zestawem odmieńców.
Urok tego filmu polega na ogromnej dawce humoru, życzliwej ironii wobec młodości. W jednej z pierwszych scen Bobo i Klara w rozmowie telefonicznej zawzięcie licytują się kto ma gorszych rodziców. A mają się czym licytować. Bobo jest wychowywana tylko przez matkę, która bardziej przejmuje się swoim burzliwym związkiem z niejakim Lassem niż problemami własnej córki. Rodzice Klary to w sumie kochająca się rodzina, ale z perspektywy nastolatki ojciec, który niemiłosiernie fałszuje na flecie i bez pukania wchodzi do jej pokoju, to przecież „totalny koszmar”, obciach, obsuwa czy jak jeszcze oni mówią.  O N I, bo z perspektywy dorosłych nastolatki to kosmici. Hedviga dołącza do Bobo i Klary nieco później, ale też nie ma lekko – pochodzi z domu ortodoksyjnie chrześcijańskiego i musi odnaleźć się między pragnieniem nawiązania przyjaźni a obroną własnych przekonań.
I muzyka. To ona stanowiła i stanowi o tożsamości niemal każdego nastolatka (niemal, bo ja sama akurat miałam inne pasje, więc bycie odmieńcem rozumiem doskonale…). Słuchawki na uszach, burzliwe dyskusje, podziały… Pamiętam z podstawówki, że jak się nosiło buty „depechki” to można było być tylko wrogiem lub przyjacielem. Stanów pośrednich brak. Mnie jedynie traktowano z politowaniem, bo nie wiedziałam wtedy, jakie jest znaczenie tych butów. Podobały się, to nosiłam. Muzyka dla bohaterek jest jednak bardzo ważna, może najważniejsza. To ona decyduje o doborze przyjaciół, o życiowych wyborach. Nawet tych sercowych. Poza tym muzyka pozwala im być sobą, pomaga im wyrażać emocje, stosunek do świata i samych siebie. Moje serce zdobyły bezwzględnie treścią swego hymnu, czyli pierwszej (i jedynej!) piosenki, którą ćwiczyły jako punkowy zespół. Wredny sport! ­– dzieło zrodzone z niezrozumienia dla gier zespołowych. „Jedna chwilka, to tylko piłka”. Cudo!!!
Film wart obejrzenia. Dobre i mądre kino rodzinne. Żadnego moralizowania i dydaktyzmu. Za to dużo radości z oglądania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz