Lewiatan, reż. Adrey Zviagintsev, Rosja 2014
Uwaga!
Spoiler!!!
Na obraz Zwyagintseva wybrałam się
w ciemno. Widziałam wcześniej Powrót i
Elenę. Muszę jednak przyznać, że z
każdym kolejnym filmem jestem nieco rozczarowana. To było dobre kino, ale
reżyser bardzo wysoko sam sobie postawił poprzeczkę Powrotem i nie udaje mu się jej przeskoczyć. Może to przekleństwo
świetnego debiutu – potem widzowie oczekują, że każde kolejne dzieło będzie
lepsze. I Zwyagintsev chyba wpadł w te sidła.Tak myślę. Ale to bardzo subiektywne odczucia i bardzo
chętnie się z kimś na ten temat nie pozgadzam.
Lewiatan jest filmem z
przepięknymi kadrami, takimi właśnie, które od razu skojarzyły mi się z
klimatem Powrotu. To historia Kolii i
jego rodziny, rosyjskiego Everymana. Albo raczej Hioba, na którego spadają wszystkie
możliwe nieszczęścia. Utrata pracy, majątku, domu, wreszcie opuszcza go także
żona z kochankiem. Gdy mężczyzna mimo wszystko wybacza zdradę, kobieta zostaje
zamordowana. Na domiar wszystkiego to Kolia zostaje o tę zbrodnię oskarżony i
skazany na 15 lat w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Wszystko zostaje mu zatem
odebrane, nawet wolność. Tymczasem pop z miasteczka właśnie Hioba stawia mu za
wzór, mówiąc że cierpiącemu patriarsze ze Starego Testamentu Bóg ukazał się w
postaci huraganu i pouczył, że cierpienie trzeba po prostu przyjąć. Zapomniał
jednak dodać, że Bóg wcześniej o duszę Hioba założył się z szatanem.
Film według mnie należy czytać na
dwóch płaszczyznach – dosłownej i symbolicznej. Spójrzmy na
przedstawione w filmie relacje między ludźmi, skomplikowane, choć dość typowe;
na przerażający obraz rosyjskiego pijaństwa i związany z nim wątpliwej
jakości humor (nie reżysera, ale wstawionych bohaterów); na skorumpowanych
przedstawicieli prawa i urzędów publicznych, których łączą mafijne układy; na
portret Putina w gabinecie burmistrza, który szefuje całej tej podłej bandzie;
wreszcie na trudny pod każdym względem, a w szczególności ekonomicznym, żywot
przeciętnego Rosjanina… Z tych wszystkich wątków rysuje się nam wizja
współczesnej Rosji, realistyczna i przytłaczająca. Niewątpliwie bardzo
prawdziwa.
Z drugiej jednak strony w całą te
historię wpisana jest – moim zdaniem wcale nie nachalnie – problematyka biblijna.
Nie tylko Hiob-Kolia jest tego przykładem, ale przede wszystkim zasygnalizowany
już w tytule motyw Lewiatana – starotestamentowego potwora morskiego, który w
języku hebrajskim oznacza dosłownie wieloryba. W Biblii Lewiatanowi
przypisywano różne role – węża, krokodyla, potwora morskiego, demona. W wierzeniach
kabalistycznych przewidywano, że na Sądzie Ostatecznym człowiek prawy otrzyma
do spożycia mięso Lewiatana – taki symbol zwycięstwa dobra nad złem. Tomasz z
Akwinu natomiast opisywał Lewiatana jako demona zazdrości (nie szperałam w
bibliotekach, brakuje na to tutaj czasu, poszłam na łatwiznę – Lewiatan). W
filmie kilkakrotnie pojawia się na ekranie wieloryb – czy to w postaci leżącego
na plaży szkieletu, czy też przepływający dyskretnie przy brzegu. Najwymowniej symbolika tego zwierzęcia przedstawiona
została w scenie, gdy żona Kolii stoi na skarpie, patrząc w morskie odmęty.
Towarzyszy jej złowroga śliskość Lewiatana. Kobieta dźwiga brzemię winy –
zdradziła nie tylko męża, nie tylko jego serce złamała. Jej zrozpaczony pasierb
z płaczem woła do ojca: „wygoń ją z domu, wygoń ją”. Chwilę później dowiadujemy
się o śmierci niewiernej żony.
Zginęła od uderzenia tępym
narzędziem w głowę. Zbrodnia w afekcie, zazdrosny mąż. Prosty rachunek. Za
prosty. Ten, kto faktycznie stoi za śmiercią kobiety jest prawdziwym
Lewiatanem. Nie żadnym demonem, tylko prostackim, grubym i cynicznym
człowiekiem, który po zniszczeniu życia prostego człowieka i jego rodziny,
staje w cerkwi przed Bogiem i rozmodlonym głosem mówi do syna: „Bóg na ciebie
patrzy”.
Broń nas, Boże, przed Lewiatanem!
Broń nas, Panie, przed drugim człowiekiem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz